Alpy / Dolomity II 2021

Zgodnie już ze świecką tradycją pierwszy nocleg był zaplanowany w Ostravie. Stamtąd pomknęliśmy w stronę Austrii przez czeskie Znojmo, w którym to odwiedziliśmy Excalibur City by poczynić konieczne na dalszą część wyprawy zakupy.

Dalej nudną do bólu autostradą kontynuowaliśmy przelot, by w końcu po demokratyczniej podętej decyzji zjechać z niej i kontynuować jadę po alpejskich drogach. Odwiedziliśmy przy okazji przecudnej urody Hallstat, które leży nad jeziorem Hallstättersee, w Alpach Salzburskich. Jest to region wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO pod nazwą Krajobraz kulturowy Hallstatt–Dachstein/Salzkammergut.

Stamtąd dalej kontynuowaliśmy podróż do Kuchl, które leży mniej więcej godzinę drogi od wjazdu na Grossa. W Kuchl nasz kolega Bimbol zapoznał nas z właścicielami pensjonatu w którym mieszkaliśmy (Gasthof Muhltthaler). Jagienka i Pankratz to historia na inną opowieść ale warto o nich pamiętać planując wypad w tamte okolice. Serdecznie Was pozdrawiamy i dziękujemy za zniżki dla Paramotocyklistów.

Rano start na Grossglockner Hochalpenstrasse!

I to jest naprawdę coś! Wjazd motocyklem na wysokość 2570mnpm robi niesamowite wrażenie, które potęgowała przepiękna pogoda, która poza pełnym słońcem sprawiła, że przejrzystość powietrza była po horyzont!

Ciężko było się z Grossem rozstać, ale plan był napięty. Dojechaliśmy do Włoch i tu skucha. Jeden motek nie chce odpalić? Dla czego? No bo gdzieś na odcinku kilkudziesięciu kilometrów wypadł kluczyk, którego znaleźć się nam niestety nie udało. Wieczorem pogrążyliśmy się w bólu z kolegą, a rano zapakowaliśmy go razem z motocyklem na busa i pojechaliśmy już w okrojonym składzie.

Nie będę szczegółów tras opisywał by to bardzo długa historia. Kto był w Alpach i Dolomitach ten wie, że ilość zakrętów jest niepoliczalna i nieskończona. Trasy przepiękne, widoki jeszcze piękniejsze a to wszystko w zakresie temperatur do 32oC.

We Włoszech do samego końca naszego pobytu zostaliśmy na krętych szlakach, kierując się w stronę Czach przelecieliśmy kilkoma przepięknymi trasami: Passo Giovo, przełęcz św. Leonarda i przełęcz Brennero.

Dalej już przez Austrię autobanem do Czaskiego Krumlov, gdzie raczyliśmy się wołowymi sercami, czeskim piwem, winem i zwiedzaliśmy przepiękne stare miasto.

To tyle jeśli chodzi o ekscytujące przygody. Trzeba było się rozstać z usianymi zakrętami drogami i dalej już tylko autostrada na powrocie do Polski. Odcinek pomiędzy Częstochową a Piotrkowem wolałbym zapomnieć.  Zakochany jestem we włoskich klimatach, byłem tam nie raz i pewnie nie raz wrócę.  Można by powiedzieć, że wszystko udało się znakomicie, gdyby nie pech z kluczykiem. Ja jednak uważam, że nic nie dzieje się bez przyczyny i jakaś siła wyższa sprawiła, że Bimbol nie mógł kontynuować z nami tej wyprawy. Nic się nie przejmuj! Jak nie tam, to gdzie indziej sobie ten wypad odbijemy. LWG!